Nadrabiam zaległości filmowe i oglądam filmy nominowane do Oscara, które nie udało mi się obejrzeć przed ceremonią rozdania nagród. Tym razem padło na "Dallas Buyers Club", co do którego miałam wielkie oczekiwania. Do tej pory nie przepadałam za Matthew McConaughey, grającym niemal wyłącznie w mało inteligentnych komediach romantycznych, a tu zaskoczenie - zgarnął statuetkę, co więcej, dużo osób twierdziło, że nagroda słusznie mu się należała.
Moje oczekiwania były więc nieco wygórowane, szczególnie co do gry aktorskiej McConaughey, chociaż zawsze staram się nie nastawiać (ale nie jest to do końca możliwe). Zasiedliśmy więc z J. wygodnie do oglądania i ... spędziliśmy dwie godziny przy bardzo dobrym kinie! Ciekawa fabuła, świetna charakteryzacja, doskonale oddany klimat lat osiemdziesiątych i rzeczywiście rewelacyjna, powiedziałabym nawet życiowa rola Matthew McConaughey. Oglądając film, miałam wrażenie, że widzę na ekranie kogoś innego. I nie mówię tu wyłącznie o przemianie fizycznej, jaką przeszedł aktor na potrzeby filmu. Tą rolą wydostał się z szuflady przeciętnych i niezbyt ciekawych aktorów, do której wrzuciłam go jakiś czas temu. Mam nadzieję, że taka rekomendacja wystarczy Wam, by sięgnąć po ten film, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz